Weekend! I w końcu zasłużony odpoczynek po całym tygodniu ciężkiej pracy. My cieszyliśmy się tym bardziej, bo planowaliśmy odwiedzić jedno z naszych ulubionych miejsc na mapie Polski – Wrocław. Jesteśmy absolutnymi fanami Wrocławia i jeszcze większymi jego okolic, jednak droga wzdłuż ciągnących się w nieskończoność ekranów akustycznych to dla nas już droga przez mękę, dlatego zawsze szukamy, o ile czas nam na to pozwala, czegoś ciekawszego. Tym razem, motocyklem do Wrocławia pojechaliśmy trasą wijącą się pomiędzy parkami krajobrazowymi przez Lubliniec, Kluczbork i Namysłów.
Motocyklem do Wrocławia – pierwszy przystanek – Księży Las
Tego postoju nie planowaliśmy, ale z drogi przykuł naszą uwagę mały, drewniany kościółek. Jak się później okazało to jeden z najstarszych na Śląsku – XV-wieczny kościół Michała Archanioła. Nie udało nam się zobaczyć jak wygląda w środku. Standardowo wszystko pozamykane na cztery spusty i żadnej informacji, gdzie się udać, żeby można było wejść do środka. A szkoda… Na szczęście z zewnątrz zawsze można obejrzeć i obfotografować bez kluczy. Widać, że kościółek był remontowany i zadbany, otoczony drzewami z przylegającym do niego cmentarzem. Dobudowana w 1905 roku murowana przybudówka przed kruchta i wykafelkowane schody, nie do końca dodają uroku kościołowi, ale cóż – zazwyczaj wygrywa praktyczność.
Pogoda, póki co, dopisywała i szczęśliwie omijaliśmy wszystkie deszcze i burze. Niestety czas płynął nieubłaganie, musieliśmy ruszać dalej, bo przed nami był jeszcze kawałek drogi. Może nie ogromny, ale my lubimy jeździć w swoim tempie, na spokojnie podziwiając mijane miasteczka, pola i lasy.
Wiejska Izba w Starym Oleśnie – knajpka godna polecenia każdemu
Przed Kluczborkiem, w Starym Oleśnie, zatrzymaliśmy się w karczmie Wiejska Izba, którą szczerze polecamy! Bardzo smacznie, czuć domową kuchnię, przemiła obsługa, ceny bardzo przystępne, a porcje takie, że nie daliśmy im rady. Kierownik zamówił sobie schabowego, zwykłego, bo była dostępna jeszcze wersja XL, ale w planach była jeszcze obowiązkowa, rodzinna kolacja, więc nie chcieliśmy się obżerać. Schabowy ledwo mieścił się na talerzu, także nawet duży i bardzo głodny chłop naje się do syta. Wersji XL nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć, ale kotlet to chyba musiał być podawany na oddzielnym talerzu.
Kluczbork przywitał nas deszczem, przelotnym, dość intensywnym. Szczęśliwa passa jednak się skończyła, więc nie zatrzymując się, na pewno to zrobimy następnym razem, pojechaliśmy w kierunku Namysłowa. Droga naprawdę ładna i malownicza, pachnące latem pola, zielone lasy, dobre winkle i, jeśli nie natrafimy na peleton ciągników, kombajnów czy ciężarówek, bardzo przyjemna.
Namysłów – dla miłośników piwa i nie tylko
W Namysłowie zostawiliśmy motocykl w jednej z uliczek przy gotyckim kościele św. Apostołów Piotra i Pawła z XV-wieku. Pierwsze wzmianki o stojącej tam drewnianej świątyni pochodzą z 1278 roku, jednak budowlę, którą obecnie można obejrzeć, postawiono w latach 1401-1441. Przy południowej elewacji stoi późnobarokowa figura św. Jana Nepomucena, którą do czasów drugiej wojny światowej znajdowała się na pobliskim rynku. Warto przejść się w jego kierunku, żeby przy pokalu zimnego, namysłowskiego piwa z lokalnego browaru, oczywiście dla zmotoryzowanych bezalkoholowego, móc podziwiać pochodzący z drugiej połowy XIV wieku ratusz i okalające go piękne kamieniczki. Z chęcią byśmy zostali dłużej, ale zrobiło się już dość późno. Po krótkim szwendaniu się i odpoczynku musieliśmy szybko ruszać dalej w kierunku Oleśnicy i Wrocławia, który był celem naszej wyprawy. Tym razem skończyło się na Namysłowie, ale nic straconego. Narobimy następnym razem.