Fiordy Zachodnie, ten mogłoby się wydawać czasami zapomniany przez wszystkich skrawek Islandii, jest wyjątkowo bliski naszemu sercu. Nigdzie indziej nie odczuwaliśmy tak bliskiej więzi z otaczającą nas naturą, nigdzie indziej nie zaznaliśmy takiej ciszy i spokoju. Nawet krajobrazy wydawały nam się tutaj piękniejsze niż gdziekolwiek indziej na Islandii. Postanowiliśmy zebrać w jednym miejscu wszystkie nasze wspomnienia, zdjęcia, porady i tak powstał dzisiejszy wpis – Fiordy zachodnie Islandii – co zobaczyć, mapa naszych ulubionych miejscówek. Zapraszamy i mamy nadzieję, że i Wy również rozkochacie się w tym zakątku Islandii.
Fiordy Zachodnie Islandii – tutaj droga staje się celem
Mieliśmy zacząć od wyliczenia wszystkich naszych ulubionych miejsc na Fiordach Zachodnich, ale po chwili doszliśmy do wniosku, że to nie one czynią z Fiordów tak niezwykłe miejsce, ale sama droga po nich. Kręta, czasami wiodąca nas dookoła fiordów, czasami zygzakiem ciągnąca się w górę i przekraczająca szczyty. Miejscami wciąż szutrowa i wymagająca więcej skupienia niż krajowa 1. Niczym najznamienitszy przewodnik i znawca Islandii, prowadzi nas i odkrywa przed nami kolejne skarby – nienazwane wodospady, urokliwe zatoczki, doliny, majestatyczne pasma fiordów. Wystarczy za nią podążać, bo tutaj – na Fiordach Zachodnich Islandii, faktycznie to droga staje się celem.
A teraz czas na konkrety, bo droga drogą, ale warto chociaż obrać kierunek. :))) Poniżej lista naszych ulubionych miejsc, które według nas koniecznie musicie zobaczyć na Fiordach Zachodnich Islandii. Jeszcze niżej mapka, która ułatwi Wam planowanie wyjazdu z zaznaczonymi wszystkimi punktami. Kolejność we wpisie zupełnie przypadkowa i nie należy się nią kierować.
Ptasi raj na Fiordach Zachodnich Islandii – klify Latlabjarg
Pamiętamy jak dziś nasz pierwszy wyjazd na klify Latrabjarg i Fiordy Zachodnie. Wcześniej podróżowaliśmy tylko po południu Islandii, ale ten czerwcowy trip był pod wieloma względami niezapomniany i chyba najlepszy spośród wszystkich. To właśnie tutaj, na Latrabjarg, po raz pierwszy widzieliśmy na żywo maskonury – skrzydlate symbole Islandii. Jeśli wcześniej nie wiedzieliście o istnieniu tych uroczych ptaków, to na pewno Islandia nie pozostawi Was długo w niewiedzy. Już na lotnisku wszyscy podróżni są bombardowani pluszowymi maskonurami, suvenirami z ich podobizna, a nawet wielkim maskonurzym dziobem wystającym z sufitu.
Maskonury można spotkać na całym wybrzeżu, ale zdecydowanie klify Latrabjarg to jedno z najlepszych miejsc do ich obserwacji. Byliśmy w wielu innych, ale tylko tutaj mieliśmy okazje widzieć je z tak bliska, niemalże na wyciągnięcie ręki, aż chciałoby się powiedzieć dziób w dziób. :))) Co więcej maskonury na Latrabjarg, nie wyglądały wcale na przestraszone, nie chowały się w swoich norkach przed nami. Były równie zaciekawione nasza obecnością, co my nimi.
Latrabjarg to nie tylko maskonurzy raj, trzeba przyznać, że to jeden z najpiękniejszych klifów w całej Islandii. Dumne i majestatyczne, wysokie na ponad 400 metrów skały, zrobiły na nas ogromne wrażenie i sądząc, po relacjach innych, nie tylko na nas. Zajrzyjcie koniecznie do naszego wcześniejszego wpisu o drodze z końca świata na inny koniec świata. :)))
Niezwykła Czerwona Plaża – Raudisandur
Zaraz obok klifów Latrabjarg znajduje się kolejne wyjątkowe miejsce nazywane Czerwoną Plażą. Raudisandur, nie jest niestety do końca jest taka czerwona, jakby się wydawało wnioskując po nazwie. Podobno jej kolor jest zależny pory dnia i kąta padania słońca, nam niestety nigdy nie pokazała się w czerwieniach. Malowała się na złoto, wpadała w pomarańcz i brąz, a nawet różowiła się przy wschodzie słońca, ale nigdy nie była czerwona. Za każdym razem, niezależnie od koloru, ta szeroka na 10 kilometrów plaża ciągnąca się hen, hen daleko oszałamiała nasz swoim ogromem i czarowała niezwykłą atmosferą spokoju.
Latem na Raudisandur przylatują całe stada ptaków i w zasadzie tylko one nam towarzyszyły podczas spacerów brzegiem oceanu. Ptaki i owce, które jednak trzymały się bardziej lądu, pasąc się wśród soczyście zielonych traw. Tylko czasami docierało do nas niesione wiatrem ich beczenie, przerywające monotonię miarowego szumu fal i krzyku mew. Byliśmy zachwyceni bezkresnym spokojem tego miejsca. I jeśli ktoś szuka wyciszenia i samotności, to jest to idealne miejsce, żeby spędzić tutaj więcej dni.
Fiordy Zachodnie Islandii – wrak statku Gardar BA 64
Jadąc w stronę Czerwonej Plaży nie da się przegapić wraku statku, który zakotwiczył na wieki na plaży. To Gardar BA 64, jeden z najstarszych stalowych statków Islandii. Po raz pierwszy na ocean wypłynął w tym samym roku, w którym doszło do katastrofy Titanica – 1912. Gardar jak na tamte czasy był najnowocześniejszym statkiem wielorybniczym. Przechodził z rąk do rąk, aż w końcu po II Wojnie Światowej trafił na Islandię, gdzie przerobiono go na kuter do połowów śledzi.
Gardar BA 64 służył dzielnie przez wiele lat, aby w końcu dokończyć swego żywota w zatoce Skapadalul. Mimo, że nieco przerdzewiały i nadżarty biegiem czasu, to wciąż prezentuje się bardzo dumnie. Kiedy byliśmy tam ostatnio, wciąż można było przespać się w starych kajutach. My z tej opcji nie skorzystaliśmy, bo Gardar w środku wygląda jak żywcem wyjęty z jakiegoś horroru i był nieco przerażający. Zakurzony, skrzypiący i trzeszczący na każdym kroku. Brakowało tylko duchów marynarzy do kompletu. My powiedzieliśmy nie, ale pewnie niejeden się skusi. :)))
Fiordy Zachodnie Islandii i ich perła w koronie – Dynjandi
Islandia słynie z wodospadów, a każdy jeden jest niesamowity i unikatowy. Gdy dojechaliśmy pod wodospad Dynjandi po raz pierwszy był środek nocy, a zachodzące słońce ledwo przedzierało się przez chmury, oświetlając jasnymi snopami zatokę. Islandzkie lato jest naprawdę magiczne i może to właśnie ta magia chwili nas tak zauroczyła, że od tej pory zapytani o najpiękniejszy wodospad na całej Islandii, zgodnie i bez zastanowienia się odpowiemy – Dynjandi.
Potężny, (“dynjandi” oznacza dosłownie “dudniący” i tym razem jest to zdecydowanie zgodne z prawdą), wysoki na ponad 100 metrów, rozpływający się kaskadowo wodospad po stromym zboczu jest po prostu oszałamiający i warty każdych dodatkowych kilometrów. Stojąc u jego podnóża, patrząc w górę i słuchając huku spadającej z ogromną siłą wody, uświadamiamy sobie jak bardzo natura jest potężna.
Miasteczko na końcu świata
Wyobraźcie sobie nasze zdumienie, kiedy po kilkudziesięciu kilometrach jazdy pośród niczego, trafiliśmy do malutkiego, sennego miasteczka. Dookoła nas iście postapokaliptyczna sceneria – cała masa zardzewiałych samochodów, nieużywanych od lat łodzi rybackich, złomu wszelkiego rodzaju, a nad nimi górująca stara fabryka śledzi. Długo nie byliśmy pewni, czy jeszcze tutaj ktoś mieszka, dopóki przez drogę nie przebiegł grubiutki piesek, a później na ganku małego hoteliku, nie pojawiła się jego właścicielka. Życzliwie pomachała do nas i zagadała. Byliśmy w Djupaviku.
Djupavik obecnie zamieszkuje tylko kilka rodzin, część z nich przeprowadza się tam tylko na okres letni, kiedy do miasta zaglądają czasami zagubieni turyści. Ale nie zawsze tak było, wszystko zaczęło się od “śledziowego boomu”, kiedy to w latach 30 XX wieku wybudowano tutaj jedną z największych fabryk w całej Europie. Niestety, tak jak się zaczęło od śledzi to na nich też się skończyło i fabrykę zamknięto ponad 20 lat później. Miasteczko po tym opustoszało i zasnęło na długie lata.
Okolice Djupaviku zdecydowanie nie należą do popularnych kierunków, żeby tutaj dojechać trzeba nadłożyć kilkadziesiąt kilometrów, zbaczając z drogi numer 61, którą większość wybiera, objeżdżając Fiordy Zachodnie. Co więcej, jest to też jedyna droga powrotna, więc wielu pewnie pomyśli, że nie jest to warte zachodu. Ale jest. Naprawdę Djupavik ma niesamowity klimat i mocno zapada w pamięć. Tajemniczy i melancholijny, smutnie przypominając, jak wszystko szybko przemija.
Gorące źródła i baseny geotermalne
Podobno, kiedy Bóg stworzył Islandię zimną, deszczową i ponurą, postanowił dać jej gorące źródła na pocieszenie. Taka krąży legenda, a czy jest prawdziwa? Nie wiemy. Wiemy na pewno, że Islandia może pochwalić się ogromną ilością naturalnych źródeł i ciepłych basenów geotermalnych, a Fiordy Zachodnie Islandii są jednym z lepszych miejsc do ich eksploracji. Przede wszystkim, ze względu na mniejszą ilość turystów docierających na same Fiordy Zachodnie Islandii, są bardzo kameralne i zazwyczaj położone w miejscach z oszałamiającymi widokami na klify lub ocean. Na mapce poniżej zaznaczyliśmy wszystkie, o których wiemy, że istnieją. Osobiście odwiedziliśmy większość z nich, a spośród nich polecamy przede wszystkim: Krosslaug z nieziemskim widokiem na zatokę i góry, basen na końcu świata Krossneslaug i cieplutkie Hellulaug.
Na mapie zaznaczyliśmy dużo więcej punktów, których nie opisaliśmy w artykule. Co wcale nie oznacza, że nie są warte zobaczenia, opisaliśmy po prostu tylko nasze ulubione miejscówki. Takie które nas zachwyciły i oczarowały. Liczymy, że znajdziecie swoje miejsca i wspomnienia, a nasz przewodnik po Fiordach Zachodnich Islandii Wam w tym pomoże. :))) Jeśli szukacie więcej praktycznych porad dotyczących Islandii, kiedy przyjechać, jak to jest z tą pogodą, zapraszamy Was do naszego poradnika, link znajdziecie tutaj. Szerokości!
Przepiękne. Zazdroszczę Wam tej podróży.
Hej Dagmaro! Dzięki, że do nas zajrzałaś i zostawiłaś komentarz, jest nam naprawdę bardzo miło. Islandia wciąż jest w naszych serduchach numerem jeden. Przynajmniej krajobrazowo. 🙂 Kulturowo Ameryka Łacińska, ale wciąż piękniejszej natury nie widzieliśmy nigdzie indziej. 🙂