Scroll Top

Półwysep Snaefellsnes – foczki, czarny kościół, Kirkjufell i kąpiel z Wikingami

Naszym planem na dzień dzisiejszy było objechanie półwyspu Snaefellsnes, ale nie tak przewodnikowo – punkt po punkcie, ale zatrzymując się tam, gdzie lubimy się zatrzymywać lub też zawsze mieliśmy chęć wrócić. Będzie zatem o foczkach, czarnym kościele, tysiącach skrzydeł nad klifami w Arnarstapi, najbardziej ikonicznej górze Islandii i kąpieli z wikingami.

Ytri Tunga i nasze foczkowe spełnienie marzeń

Foczki, trochę jak puffinki, stały się naszą obsesją. Szukaliśmy ich naprawdę w wielu miejscach. Zazwyczaj z marnym skutkiem, a nasz smutek pogłębiał się, kiedy znajomi wrzucali na FB kolejne zdjęcia tych przeuroczych zwierzaków, wylegujących się na plażach kilka kilometrów, o ironio, od naszego miejsca zamieszkania. Nie będziemy tutaj też pisać o pierwszym naszym spotkaniu z foczkami, bo nieopisana radość i piski należą do zupełnie innego wpisu i mamy nadzieję, że w końcu się i za to zabierzemy. Wracając do Ytri Tunga, gdybyśmy tego dnia mieli urodziny, to naprawdę – lepszego prezentu urodzinowego nie moglibyśmy sobie sprawić. Dziesiątki wylegujących się dorosłych i młodych fok zamieniały nasze serca w cukrową piankę. Jeśli tak samo jak my macie na ich punkcie świra, to Ytri-tunga jest naprawdę godna polecenia. Pamiętajcie tylko o kilku ważnych rzeczach: a) musicie wybrać ciepły, słoneczny dzień (najlepiej w maju lub czerwcu, kiedy są maleństwa), b) absolutnie nigdy nie próbujcie podchodzić do małych foczek i nie stawajcie pomiędzy nimi a matką, c) żeby zrobić zbliżenie, warto mieć przy sobie lepszy obiektyw, foczki są dość płochliwe, d) będziemy nudni – zabierzcie kalosze, które ułatwiają brodzenie po płyciznach (o naszym najlepszym zakupie pisaliśmy już w pierwszym wpisie tutaj).

Ytri Tunga
Snaefellsnes

Budir – pola lawowe i najbardziej słynny kościół Islandii

Kiedy już zaspokoiliśmy naszą potrzebę obcowania z foczkami i kiedy wiejący dość mocno wiatr zaczął kąsać nas zimnem, stwierdziliśmy, że czas ruszyć dalej w kierunku naszego następnego punktu – najbardziej znanego czarnego kościoła na Islandii. Nie wiemy, kiedy i dlaczego stał się jednym ze znaków rozpoznawalnych Islandii, ale jest nim do dzisiaj i świadczą o tym tysiące takich samych zdjęć na Instagramie (koniecznie w żółtej, czerwonej lub innej mocno kontrastującej kurtce lub bardziej elegancko – zwiewniej sukience). Sam kościółek jest bardzo ładny i malowniczo komponuje się w górami w tle, ale podobnych widzieliśmy już wiele i tym bardziej zaskakująca jest jego sława. Zaraz kościołem rozpoczyna się kilka szlaków turystycznych, wśród okolicznych pól lawowych, porośniętych mięciutkimi mchami i wybrzeżem – w zależności, co kto lubi i ile ma czasu. My po krótkim spacerze, wróciliśmy na kawę i ruszyliśmy dalej.

Klify Arnarstapi na Snaefellsnes- zupełnie nie z tej bajki

A ruszyliśmy do Arnarstapi – niewielkiej miejscowości na półwyspie Snaefellsnes, na którą składa się kilka domków, uroczy port, przynajmniej jedna restauracja (nie liczyliśmy, widzieliśmy jedną i była zamknięta) i tysięcy (jeśli nie setek tysięcy) ptasich skrzydeł. Do tego miejsca nigdy nie mieliśmy szczęścia, zawsze łapał nas gdzieś w połowie deszcz i uciekaliśmy przed nim do samochodu, ale nie tym razem. Tym razem nienaturalnie szafirowy ocean i błękitne niebo z białymi jak baranki chmurami, wydawały się jak nie z tej surowej, zimnej, islandzkiej bajki. Kojeni szumem oceanu i krzykiem niesamowitej ilości ptaków, moglibyśmy się tam szwendać naprawdę  godzinami, gdyby nie proza życia, jak to zwykle bywa. Tego dnia czekały na nas jeszcze zakupy, a to wcale nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać w Polsce. Otóż, na Islandii sklepy całodobowe prawie nie istnieją, a te większe zazwyczaj są czynne do 17 lub 18 godziny. Mniejsze różnie, zależnie od widzimisię właściciela i czasami nawet uwzględniając czas na sjestę. Godziny otwarcia to jedno, drugą sprawą jest ich dostępność. O ile w większych miastach nie ma z tym problemu, to w mniejszych czasami to 40-kilometrowa wyprawa. I właśnie taka nas czekała. Zebraliśmy więc swoje manatki i ruszyliśmy dalej. Najpierw sklep, a później najbardziej ikoniczna góra Islandii – Kirkjufell.

Snaefellsnes
Snaefellsnes
Snaefellsnes
Snaefellsnes
Snaefellsnes

Ikona Snaefellsnes (i Islandii) – Kirkjufell

Znajdziecie ją na pocztówkach w każdym miejscu, gdzie je tylko sprzedają, ba – przywita Was nawet na lotnisku zaraz obok Blue Lagoon. Dla fanów Gry o Tron “góra w kształcie grotu strzały”, a dla Islandczyków po prostu “góra kościelna”. Od momentu, kiedy to Jon Snow wyruszył na jej poszukiwanie, Kirkjufell odwiedzają dosłownie pielgrzymki, a jeśli marzy się Wam zrobienie takiego zdjęcia jak na pocztówkach to możecie o tym zapomnieć – w kadr wchodzą dzikie tłumy turystów. Każdy chce mieć tam fotkę, bo Snow, bo Nocna Straż, bo Inni, Dzicy itd. Kirkjufell widzieliśmy już wcześniej, ale już wtedy cieszyła się ogromną popularnością, dlatego “korzystając” z panującej pandemii, chcieliśmy nacieszyć się nią sam na sam. W planach był spektakularny zachód słońca z górą w tle i wodospadami na pierwszym planie, ale słońce niestety spłatało nam figla, bo schowało się za górami z zupełnie innej strony (ach, ta geografia) i nici z fajnych zdjęć, nie wspominając już o zachodzie. Nie mniej, nie było żadnej żywej duszy prócz nas, nie wliczając Innych, ale oni już nieumarli, więc ich do żywych nie zliczamy.

Snaefellsnes
Snaefellsnes

Laugar í Saelingsdal – kąpiel z wikingami

Po długiej i nieco nużącej drodze (niestety w pewnym momencie prowadzi przez pola piachów bez żadnych widoków na horyzoncie) na zakończenie wpisu, i naszego dnia, mamy dla Was perełkę. Naprawdę przepięknie położony camping z idealnie ciepłym źródełkiem na jego terenie. Z Laugar í Saelingsdal korzystali już wikingowie, więc po całym dniu zwiedzania, możecie odpocząć niczym nordyccy wojownicy po stoczonych krwawych bitwach lub polowaniu. Warto wiedzieć, że ze źródełka można korzystać nawet, jeśli nie zostajemy na noc na campingu.

Wprawny podróżnik po Islandii zauważy, że pominęliśmy wiele punktów na półwyspie Snaefellsnes. To prawda, ale nie traktowaliśmy tego wpisu poradnikowo i cały czas mamy nadzieję, że w końcu i ten powstanie. :))) Opisaliśmy tylko te miejsca, które odwiedziliśmy podczas naszej drogi na farmę. Dla ciekawskich mapka z naszej trasy poniżej, a jeśli szukacie praktycznych porad, zapraszamy do naszego wpisu – Islandia praktycznie. Link znajdziecie tutaj. Do usłyszenia, przeczytania, zobaczenia! :)))

Snaefellsnes
Snaefellsnes

Posty powiązane

Comments (6)

Te zdjęcia są prześlicznie. Macie ciekawą podróż. Mnie również ciągnie do Islandii,ale wyprawę tam ma dopiero przed sobą.

Książki jak narkotyk

Cześć! Dziękujemy bardzo za komentarz! Zawsze nas one cieszą i motywują do działania! 🙂

Urocze i jakże malownicze miejsce. Fotorelacja przepiękna 🙂

Dziękujemy Małgosiu za komentarz! :*

Islandia jest bardzo ciekawym krajem ,warto go odwiedzić, jest taka inna od krajobrazów, które znam na co dzień 🙂

Hej Krysiu! To na pewno, nie bez powodu wszyscy mówią, że to księżycowa wyspa. :))) Całusy od nas!

Zostaw komentarz

Privacy Preferences
When you visit our website, it may store information through your browser from specific services, usually in form of cookies. Here you can change your privacy preferences. Please note that blocking some types of cookies may impact your experience on our website and the services we offer.