Właśnie byliśmy w trakcie objazdu znanego Złotego Kręgu w pobliżu Reykjaviku. Skuszeni wiszącym przy głównej drodze, pomiędzy Þingvellir a Laugarvatn, ogłoszeniem zjechaliśmy na szutrową ścieżkę do jaskiń Laugarvatn. „The cave people” – wyglądało interesująco.
Jaskinie Laugarvatn – „The cave people”
Po około dwóch kilometrach podjechaliśmy pod prowizoryczny parking. Obok parkingu wielka koparka jak na placu budowy i ścieżka wiodąca do widocznego w niewielkiej odległości, przyklejonego do okalających go zboczy, domku. Przynajmniej tak nam się wydawało na początku. Podeszliśmy bliżej i dotarło do nas, że z oddali widzieliśmy nie domek, a tylko frontową ścianę, bo cała reszta była wydrążona w litej skale. „The cave people” – nagle nabrało to sensu.
Chodźcie, chodźcie! – zawołał na nas, ubrany w strój z początku XX wieku, mężczyzna stojący przy wejściu. – Właśnie zaczynamy oprowadzanie po jaskini, którą, jeszcze w poprzednim wieku, zamieszkiwali ludzie.
Lekko skonfundowani, bo nikt nam nie kazał za nic płacić na dzień dobry, weszliśmy do środka za przewodnikiem i czwórką innych turystów. Pierwsza myśl, kiedy jeszcze wchodziliśmy, która przyszła nam do głowy? „Jak można mieszkać w jaskini?” Ano, jak się okazało to całkiem przytulnie i miło. Mała, wykuta w skale izba, może 4 na 4 metry, mieściła 2 łóżka, w tym jedno dla dzieci, małą komodę, stół, krzesła i ogrzewający pomieszczenie piecyk z blaszanym kominkiem wystającym poza obręb ściany. Przy piecyku stała beczka na wodę, a na lekko omszałych ścianach wisiały półki z naczyniami, garnuszkami i drobnymi przyborami codziennego użytku. Całości dopełniały firanki, haftowana serweta na stole i kwiatek.
Żadne źródła nie podają, kto wykuł samą jaskinię, choć na pewno jest wykonana ręką ludzką. Niektórzy sugerują, że byli to irlandzcy mnisi, jeszcze przed rokiem 874, jednak nie ma żadnych dokumentów, które by potwierdzały to przypuszczenie. Przez wieki używana była przez pasterzy, którzy trzymali tutaj czasami swoje owce, czy tez podróżnych szukających schronienia na noc w czasie drogi do Reykjaviku. – kontynuował swoją opowieść przewodnik. Islandczycy wierzą, że jaskinia jest zamieszkała przez elfy, na co dowodem jest opowieść pewnego pasterza, który próbował spędzić w niej noc ze swoimi owcami. Wielokrotnie chciał rozpalić ogień, lecz ten gasł cały czas, jakby unicestwiany magią. W końcu zmęczony usnął, jednak w środku nocy coś zaczęło szarpać go za nogi. W przerażeniu, zabrał swoje zwierzęta, uciekł z jaskini twierdząc, że nie będzie już nigdy więcej spał w tym nawiedzonym miejscu. Jednak, gdy dotarł do celu swojej drogi – do Laugarvatn – a niegdyś podróżowało się tam całymi dniami, okazało się, że rejon, gdzie znajdowała się jaskinia nawiedziła potężna burza śnieżna, która trwała wiele dni. Gdyby nie odszedł stamtąd w porę, umarłby z głodu i pragnienia. Wtedy dotarło do niego, że to nie duchy chciały go wystraszyć, a zamieszkujące jaskinię elfy chciały go uratować przed niechybną śmiercią.
Jaskinie Laugarvatn i ich ekstrawaganccy mieszkańcy
Miejsce to, w 1910 roku. zaadaptował cieśla Indriði Guðmundsson. Wybudował drewnianą ścianę frontową i tylną oraz powiększył całe pomieszczenie. Mieszkał tutaj przez prawie cały rok wraz ze swoją świeżo poślubioną żoną – Guðrún Kolbeinsdóttir. To małe pomieszczenie służyło im za sypialnię, jadalnię, kuchnię. Tylna ściana z desek kryła za sobą malutkie, całkowicie ciemne, pomieszczenie dla owiec i krowy, trzymanych tutaj przez zimę. Latem zwierzęta były wypuszczane na pastwiska, ale niestety z powodu długiego przebywania w zupełnych ciemnościach, traciły wzrok.
W siedem lat po opuszczeniu tych terenów przez Indriðiego, w roku 1918, jaskinia stała się domem dla innego młodego małżeństwa – Jóna Þorvarðsson i Vigdís Helgadóttir. Zamieszkiwali ją przez ponad 4 lata. W tym czasie na świat przyszła w niej trójka ich dzieci – dwie córki Raignheiður i Hrafnhildur Asta oraz syn Magnus. Uprawiali ziemniaki, hodowali zwierzęta, polowali na pardwy, sprzedając owoce swojej pracy w Reykjaviku. W czasie lata przyjmowali także podróżnych, wędrujących pomiędzy stolicą Islandii, a popularnymi już wtedy wodospadem Gulfoss czy Geysirem. Zarabiali częstując ich kawą czy wypiekami Vigdís w specjalnie do tego celu postawionym przez jaskinią namiocie. Do najznamienitszych gości z pewnością należał król Islandii i Danii Kristján X, którego w 1921 roku para ugościła islandzkim skyrem. Często później wspominali czasy, kiedy mieszkali w jaskini. Uważali je za najpiękniejszy okres w ich życiu. Stare i znane powiedzenie, ale jakże prawdziwe – pieniądze, tudzież dobra materialne, wcale szczęścia nie dają.
Również i dzisiejsi właściciele Laugarvatn kontynuują dawne tradycje, częstując przyjeżdżających gości. Niestety nie skyrem, ale równie dobrym domowym ciastem i kawą. I kolejne niestety, nie za darmo, a za dość wysoką opłatą, chociaż za tak mile spędzony czas byliśmy w stanie zapłacić nawet więcej. Nie zdradziliśmy wszystkich historii tego miejsca, zostawiamy je, żebyście mogli je usłyszeć na żywo.
Zawsze chciałam zwiedzić takie jaskinie. Świetne zdjęcia!
Świat jak długi i szeroki skrywa w sobie jeszcze tyle dziwów. Miejsce niezwykle klimatyczne.
Takie miejsca lubię odwiedzać. Mają duszę. Ale mieszkać? Nie, już nie chciałabym.
Chętnie bym zwiedziła to miejsce. Podróże właśnie dlatego są takie fascynujące – wszędzie coś nowego i zadziwiającego