Islandia jest niezwykłym krajem, pewnie będziecie często o tym czytali, bo zaskakuje nas na każdym kroku. To tutaj na terenie swojej posesji możecie mieć wodospad, a nawet wulkan. To tutaj produkuje się wino z mchu, je się mięso trującego rekina polarnego, popijając wódką o wdzięcznej nazwie Brennivín, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „ogniste wino”, a na śniadanie wcina się porosty. Co może jeszcze Was zaskoczyć na Islandii? Wrak samolotu Dakota, który znajduje się na… plaży. Dokładnie czarnej plaży przy równinie Sólheimasandur. Jesteście ciekawi, jak sterta metalu, gdzieś na pustkowiu zrobiła furorę, której mógłby pozazdrościć niejeden telewizyjny gwiazdor? Przeczytajcie jego krótką historię.
Wrak samolotu Dakota – bohater niezliczonej ilości zdjęć, sesji zdjęciowych, reklam, teledysków
Wszystko zaczęło się niewinnie, kiedy to w 2007 roku islandzcy muzycy z Sigur Rós wydali film dokumentujący ich spontaniczną trasę po wyspie. Heima, bo taką nosi nazwę album, oznacza dosłownie dom. Jónsi wraz ze swoimi przyjaciółmi, pokazując niesamowite islandzkie krajobrazy, przyczynił się nieświadomie do popularyzacji wyspy. Wielu spośród jego fanów właśnie wtedy poznało Islandię i pokochało ją za jej naturalne piękno, surową naturę i magiczną atmosferę. Wrak samolotu Dakota miał swoich kilka sekund w filmie Sigur Rós i jak to w życiu bywa – czasami wystarczy chwila. I ta chwila wystarczyła.
Swoją drogą, polecamy zobaczenie i posłuchanie Heima Sigur Rós. Ten konkretny album, według nas, jest wyjątkowy, ze względu brzmienie i uzupełniające go krótkie wywiady z twórcami, które pozwalają na lepsze rozumienie ich muzyki, ich samych i ich domu. W każdej nucie tego albumu słychać Islandię i gdyby ona sama potrafiła śpiewać, to z pewnością robiłaby to tak samo jak Sigur Rós. Link do pełnej wersji znajdziecie tutaj, a krótkie promo poniżej.
A dalej już potoczyło się naturalnie, najpierw fotografowie zainteresowali się Dakotą, który był świetnym modelem do zdjęć – biały, surrealistycznie kontrastujący z czarną plażą Sólheimasandur i oceanem w tle. Zimą oświetlany bajecznymi kolorami zorzy, wygląda jak nie z tego świata. Przełomowym jednak momentem było opublikowanie w 2015 roku zdjęć przez Chrisa Burkarda. Jego zdjęcia obiegły cały świat. Dosłownie. I każdy chciał mieć takie samo ujęcie – stojąc na dachu Dakoty.
Początek smutnego końca?
Jeszcze tego samego roku sławę Dakoty przypieczętował Justin Biber teledyskiem „I’ll show you”. No i pokazał milionom swoich fanów, jak zjeżdżać na deskorolce po wraku samolotu, jak wchodzić wszędzie tam, gdzie się nie powinno i jak niszczyć wiekową naturę. I tysiące, jeśli nie setki tysięcy, młodych ludzi podąża bezmyśłnie jego śladem. Wystarczy spojrzeć na nasze zdjęcia i porównać je ze zdjęciami z 2015 roku. Samolot został w części rozebrany, zniszczony, w jego pokryciu turyści zrobili sobie dziury, żeby łatwiej się na niego wdrapać. Niektórzy nawet czuli potrzebę, żeby farbą wymalować na nim swoją obecność. Za kilka lat nic z Dakoty nie zostanie, chyba, że właściciel ogrodzi go barierkami, co jest wielce prawdopodobne, bo już 2016 ogrodził swój teren i postawił bramę na wjeździe.
Wrak samolotu Dakota – jak dojechać?
Czytaliście, że Dakota to ukryta atrakcja i trzeba znać dokładne koordynaty, żeby się nie zgubić na otaczającej go czarnej pustyni? :))) Kilka lat temu i owszem, dzisiaj wrak samolotu Dakota jest już obdarty ze swojej całej tajemniczości. Wystarczy przy drodze numer 1 znaleźć parking pełen samochodów w środku niczego i już wiecie, że to miejsce, którego szukaliście. Na wszelki wypadek zamieszczamy mapę, ale nawet nam na początku maja, kiedy jeszcze nie ma takich tłumów, udało się znaleźć go bezproblemowo. A później już czeka Was 4-kilometrowy marsz w jedną stronę i 4-kilometrowy marsz w drugą stronę, bo właściciel terenu postawił zakaz wjazdu samochodów (i wcale mu się nie dziwimy). Droga jest bardzo jasno wyznaczona i ciężko się zgubić, ale dodatkowo, gdyby jednak komuś się to udało, wyznaczają ją również żółte słupki. To była wersja niskobudżetowa, bo można również przejechać się busem za jedyne 2.500 ISK od osoby, czyli za jakieś ok. 80 zł. Rozkład znajdziecie tutaj. Dla nas wybór był oczywisty.
Wrak samolotu Dakota na Islandii – skąd się tam wziął?
Samolot należał do amerykańskiej armii, która stacjonowała w pobliskim Keflaviku. Islandia nie posiada armii do dnia dzisiejszego. Z niewiadomych przyczyn, a teorii na temat katastrofy znaleźliśmy kilka, samolot musiał awaryjnie lądować na plaży 21 listopada 1973 rok. Jedna z nich mówi, że to z winy kapitana Jamesa Wicke, który źle przełączył zbiorniki paliwa, inna, że zabrakło samego paliwa, a inna zaś, najbardziej według nas wiarygodna, że w związku ze zmianą temperatury silniki po prostu zgasły, a kapitan nie mając większego wyboru (życie lub śmierć), próbował wylądować na równinie Sólheimasandur. I szczęśliwie – nikt spośród załogi nie ucierpiał. Amerykanie zabrali cenniejsze części, a właścicielom zostawili wrak. Na podstawie umów zawartych z Islandią, Islandczycy mieli za amerykańskie pieniądze, we własnym zakresie, usuwać wraki samolotów, które, o dziwo, wcale nie były rzadkością. Einar i Eyrún, rzeczeni właściciele ziemi, wcale nie byli chętni do sprzątania. Na początku zrobili sobie z wraku składzik na drewno, a później prywatną strzelnicę – stąd ślady po kulach w pokryciu samolotu (nie, samolot nie został zestrzelony :)))). Lata mijały, wrak czekał na lepsze dni, które chyba dla niego nigdy nie nastały, bo sława przyniosła tylko jeszcze szybszą jego dewastację.
Kilka słów o samej równinie Sólheimasandur
Samolot Dakota leży na rozległych równinach Sólheimasandur. To ogromne i totalnie bezludne tereny, na których występują powodzie glacjalne z pobliskiego lodowca Mýrdalsjökull, zwane również jökulhlaupami. Pod Mýrdalsjökull drzemie sobie dość niespokojnie wulkan – Katla, który podczas swoich erupcji roztapia lodowiec Mýrdalsjökull, a wody z niego tworzą jökulhlaupy. Jökulhlaupy potrafią siać większe zniszczenia niż sama lawa wypływająca z wulkanu. Pochłaniają wszystko, co jest na ich drodze – zabudowania, porywają ludzi, zwierzęta, zmieniają tymczasowo środowisko życia całego wybrzeża. To właśnie one ukształtowały tutaj teren, pośród którego znajduje się nasz bohater – wrak samolotu Dakota.
Co warto wiedzieć, zanim się wybierzecie do Dakoty?
- Przede wszystkim zastanówcie się, czy warto poświęcać czas na tę atrakcję, jeśli macie ograniczony czas podczas swojej wycieczki. My osobiście uważamy, że Dakota obecnie jest mocno przereklamowana i niewarta tego, żeby poświęcać 3-4 godziny z wycieczki, która trwa na przykład tylko kilka dni. Według nas, jest w okolicy dużo więcej atrakcji, które są dużo bardziej interesujące.
- Jeśli już się zdecydowaliście, że chcecie jechać to przygotujcie się na 4-kilometrowy spacer lub zakup biletu za ok. 80 złotych. Wspominaliśmy o tym wcześniej, ale przypominamy, że od 2016 obowiązuje zakaz wjazdu własnymi samochodami. Polowanie na zorzę może być nieco utrudnione, bo pozostaje zapakowanie wszystkiego do plecaka i czekanie na wietrze i mrozie, a nóż będziemy mieli szczęście.
- Dakota chyba to jedna z ulubionych atrakcji Azjatów, więc w sezonie przygotujcie się naprawdę na sporą liczbę ludzi dookoła. Nasze zdjęcia były robione na przełomie kwietnia i maja. Było całkiem przyjemnie, dość ciepło jak na Islandię, chociaż i tak śnieg nas zaskoczył po drodze. Spokojnie zrobiliśmy zdjęcia bez tłumów dookoła.
- Zaraz obok Dakoty znajduje się czarna plaża, do której turyści zazwyczaj już nie docierają – robią zdjęcia samolotu i wracają, a szkoda, bo plaża jest naprawdę ładna.
Planujecie podróż po południu Islandii? Zajrzycie również tutaj:
- Szukacie informacji i porad na temat podróżowania po Islandii? Zapraszamy Was do naszego poradnika – Islandia praktycznie.
- Opowieść o czarnej piękności – Reynisfjara – plaży, która została uznana za jedną z najpiękniejszych nietropikalnych plaży świata.
- Przeczytajcie naszą relację z Dyrhólaey. Znajdziecie w niej zdjęcia, opis i trochę przydatnych porad.
- Mieszkańcy Heimey mogą pochwalić się najbardziej wietrznym półwyspem, najbardziej deszczową pogodą i dwoma wulkanami, a wszystko to na 13,4 km². Witajcie na Vestmannaeyjar!
Nie słyszałam wcześniej o tym wraku. Ogólnie o Islandii wiem naprawdę niewiele .
Niestety większość zabytków traci swój urok w ten sposób – stając się powszechną turystyczną atrakcją.
Niestety tak się dzieje… Na szczęście jest jeszcze wiele miejsc, których turyści nie zniszczyli.