Niedaleko od Reykiaviku, niecałe 2 i pół godziny jazdy drogą numer 1, trafiliśmy do miejsca, w którym po raz pierwszy poczuliśmy prawdziwą magię Islandii. To była miłość od pierwszego wejrzenia, kiedy tylko stanęliśmy na zboczu 120-metrowego klifu. Dyrhólaey tylko potwierdza to, co już w zasadzie wiedzieliśmy wcześniej – natura maluje najpiękniejsze obrazy.
Dyrhólaey – Door Hill Island
Język islandzki może wydawać się bardzo skomplikowany podczas pierwszego kontaktu, ale po poznaniu kilku słów, łatwo można się zorientować, że Islandczycy w bardzo prosty i “obrazowy” sposób tworzą słowa i nazywają miejsca. Dyr – drzwi, hóla – dziura, ey – wyspa, a więc mamy wyspę z dziurą/bramą. Dyrhólaey pierwotnie był wyspą, powstałą w skutek wybuchu podwodnego wulkanu, która później dołączyła do lądu, tworząc niewielki półwysep. Oglądając zdjęcia z Dyrhólaey nietrudno domyślić się, skąd taka, a nie inna nazwa.
Łuk na Dyrhólaey – według wielu największa atrakcja na całym półwyspie
Czy największa, nie wiemy, ale na pewno najbardziej rozpoznawalna. Sam łuk, powstał na wskutek erozji, tworząc malowniczą arkadę w tworzącym Dyrhólaey cyplu, którą można zobaczyć na wielu, wielu zdjęciach z Islandii. Jest tak znany, że w zasadzie większość osób i wycieczek, tak teraz generalizujemy, ogląda go, robi fotki i wraca do samochodów lub autobusu, zupełnie nie zwracając uwagi na krajobrazy, które mają za plecami. Nam osobiście przypadły bardziej do gustu widoki rozpościerające się po drugiej stronie klifu i to w nich zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Czasami bardzo warto spojrzeć się za siebie.
Dyrhólaey – prawdziwy ptasi raj na 120-metrowych klifach
Podobno to jedno z miejsc, gdzie możemy zobaczyć maskonury. Jeśli ktoś nie wie, jak wygląda maskonur, poniżej zdjęcie – coś na kształt papugi skrzyżowanej z kaczką. Maskonury są jednym z bardziej rozpoznawalnych symboli Islandii. Nam niestety te małe potworki jeszcze się nie pokazały, mimo, że szukaliśmy ich nie tylko tutaj. Nadal jednak nie straciliśmy nadziei, że uda nam się je zobaczyć – mamy czas do połowy sierpnia, a później wracają na otwarte wody oceanu.
Na Dyrhólaey żyje również cała masa innych ptaków, w przeważającej większości mew i nurzyków. Niejednokrotnie, podróżując po Islandii, mieliśmy wrażenie, że to niemal ptasi raj. I nie tylko ze względu na sprzyjające warunki, dostępność pokarmu, ale również ze względu na opiekę samych Islandczyków. W okresie lęgowym wjazd na Dyrhólaey może być ograniczony. Zdarzało się, że półwysep był całkowicie zamknięty w okresie maja i czerwca. To miła odmiana, widzieć, że jednak czasami natura jest ważniejsza od pieniędzy. Wybierając się na Dyrhólaey warto sprawdzić informacje wcześniej. My nieświadomi niczego, pierwszego dnia odbiliśmy się od zamkniętej bramy i miłej pracowniczki parku, która nas poinformowała, że wjazd na Dyrhólaey, od początku maja do połowy czerwca, jest możliwy tylko do godziny 18:00. Jeśli mieliście taki sam plan jak my – podziwiać zachód słońca, to nici z tego pomysłu, chyba, że podreptacie na nogach.
Dyrhólaey – obowiązkowa pozycja „must see” południowej Islandii
Dla nas to na pewno jedno z piękniejszych miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy na Islandii. Podziwianie rozległego krajobrazu, który ścielił się przed naszymi oczami, błękitu nieba, dalekiego oceanu, jakby od niechcenia igrającego z czarnym wybrzeżem, było naprawdę magiczny doznaniem. I tego samego Wam życzymy. Zawsze. Takich samych doznań i wzruszeń.
Co warto wiedzieć, zanim wybierzecie się na Dyrhólaey
- Na Dyrhólaey byliśmy dwukrotnie. Na początku maja i w sierpniu. Nasz artykuł, wrażenia i odczucia, były napisane na świeżo po pierwszej majowej wycieczce. Lipiec i sierpień to miesiące, kiedy na Islandii jest największa ilość turystów, prawdopodobnie, gdybyśmy trafili tam po raz pierwszy w sierpniu nie bylibyśmy tacy zachwyceni tym miejscem. Owszem, nadal piękne, ale padło ofiarą własnego sukcesu i sukcesu piosenki Biebera. Na parkingu przed zastaliśmy gigantyczny tłum ludzi, głównie Azjatów. Autokary, wycieczki, samochody. Ludzie rozbijali sobie mini pikniki lub szukali miejsca, gdzie załatwić swoje naturalne potrzeby, żeby uniknąć opłaty za WC. Zgiełk i hałas. Do pełni obrazu brakowało tylko odpustowych bazarów. Jeśli planujecie wycieczkę w lipcu lub sierpniu, zdecydowanie odradzamy południe Islandii, a tym bardziej odradzamy Golden Circle.
- Podczas sierpniowej wycieczki udało nam się zaobserwować maskonury. Jeśli ktoś Wam powiedział, że to jest najlepszy spot do podglądania tych uroczych ptaków, to prawdopodobnie nigdy nie był na Latrabjarg. Na Dyrhólaey były w dość dużej odległości i bez dobrego obiektywu jesteście w zasadzie bez szans na piękne zdjęcie puffinka z bliska. Wyposażenie się w lornetkę to też dobry pomysł.
- Jeśli Wam się marzy takie zdjęcie maskonura jakie wrzuciliśmy powyżej, a nie było one robione żadną lustrzanką i super świetnym obiektywem za miliony, to koniecznie odwiedźcie Fiordy Zachodnie i Latrabjarg, które według nas są najlepszym miejscem do podziwiania tych ptaków. Słyszeliśmy również opinie, że Borgarfjörður Eystri na Fiordach Wschodnich jest świetnym spotem. Byliśmy tam dwukrotnie, widzieliśmy jednego lub dwa maskonury, ale nadal nie była to odległość na wyciągnięcie ręki i mimo wszystko, wydaje nam się, że Fiordy Zachodnie pod tym względem są najlepsze.
- Dyrhólaey zimą jest świetną opcją, droga jest dostępna przez cały rok i na pewno nie traficie tłumy turystów. Pamiętajcie, żeby ubrać się ciepło, bo islandzkie 0, to nie jest normalne europejskie 0, tylko -10. A ubierać się najlepiej jak ogry – warstwowo, na cebulkę.
- Dotarły do Was słuchy, że w latarni na szczycie można wynająć pokój? Owszem, można było, do 2016 roku. Obecnie obiekt jest zamknięty, ale być może jest jeszcze wynajmowany na specjalne okazje. Ostatnio widzieliśmy ludzi, którzy wyglądali jak goście weselni – więc może warto próbować, żeby chwile spędzone na Islandii były naprawdę wyjątkowe. Jeśli się Wam uda, dajcie znać. Btw., to była jedyna latarnia na całej Islandii, gdzie można było spędzić noc, ale dla miłośników dziwnych hoteli mamy inną gratkę – nocleg w… kościele. Link do niebieskiego kościoła – guesthouse – na Fiordach Wschodnich znajdziecie tutaj.
- Szukacie niezwykłego noclegu w okolicy? Takiego, który na pewno zapadnie w Waszą pamięć i niestraszne Wam spanie pod namiotem albo w domku na campingu? Koniecznie musicie spędzić noc na campingu Þakgil. Wieczorne gotowanie w jaskini wykutej w skale przy blasku małego kominka i dziesiątek świeczek to niesamowite wrażenia. Jest oddalony od Viku o trochę ponad 20 kilometrów, ale nam przejechanie tej odległości zajęło ponad godzinę. Raz, droga dość kiepska – gruntowa, dużo kamieni i dziur, ale do przejechania na powoli samochodem osobowym. Dwa, widoki po drodze tak piękne, że zatrzymywaliśmy się za każdym zakrętem. Pamiętajcie, żeby zabrać ze sobą prowiant. Najbliższy sklep jest w Viku.
- Prócz wyżej wymienionego campingu, mamy do wyboru dwa inne – Skógar i Vik.
Planujecie podróż po południu Islandii? Zajrzycie również tutaj:
- Szukacie informacji i porad na temat podróżowania po Islandii? Zapraszamy Was do naszego poradnika – Islandia praktycznie.
- Kilka słów o surrealistycznym wraku samolotu Dakota, który znajduje się na czarnej plaży Sólheimasandur.
- Opowieść o czarnej piękności – Reynisfjara – plaży, która została uznana za jedną z najpiękniejszych nietropikalnych plaży świata.
- Mieszkańcy Heimey mogą pochwalić się najbardziej wietrznym półwyspem, najbardziej deszczową pogodą i dwoma wulkanami, a wszystko to na 13,4 km². Witajcie na Vestmannaeyjar!
Niesamowite krajobrazy, od razu widać ,że to nie nasz kraj 🙂
Jak dla mnie to tylko trochę za zimno 🙂
Jest zimniej niż w Polsce, ale szybko się do tego przyzwyczailiśmy. A co ciekawe, to zimy wydają się być mniej mroźne niż u nas. 🙂
Widoki bajkowe! Do Islandii się wybieramy, może nawet jeszcze w tym roku… 🙂
Dajcie znać, jeśli będzie Wam potrzebna jakaś pomoc. 🙂
Piękne widoki. Cudowne miejsca.
wow. takie widoki to jest coś 😀
Piękne zdjęcia i widoki i wspomnienia do końca zycia
To niesamowite, co natura potrafi stworzyć. Piękne miejsce, ten krajobraz – zdecydowanie się rozmarzyłam
Islandia jest zdecydowanie przepiękna! Gdyby nie rozłąka to bardzo zazdrościlabym Mężowi, że przyjdzie mu mieszkać tam kilka miesięcy!
Po pierwsze ale zdjęcia! Wow po drugie jakie.widoki wow razy dwa!!!! Szacun
W tak pięknym miejscu nietrudno zrobić ładne zdjęcia. To naprawdę raj dla fotografów. :)))
Przepięknie i magicznie. Uwielbiamy takie miejsca i wyjątkowe krainy. Może i my kiedyś tam dotrzemy? 🙂
Zapraszamy – z chęcią będziemy służyli radą. :)))