W Beskidzie mamy wszystko, co kochamy. Od przepięknych widoków na rozciągające się pasma górskie. Na wiosnę żółcące się kwitnącym rzepakiem, latem soczyście zielone, jesienią przybierające czerwono-rdzawe szaty. Mamy tutaj świetne drogi, wijące się przez pachnące lasy i pola. Mamy też ekscytujące winkle przełęczy Salmopolskiej, która jak magnez przyciąga rzesze motocyklistów, mimo, że ani nie jest najpiękniejsza, ani najlepsza jakościowo, bo ustępuje wielu innym w Polsce. Nawet nie wiecie, jak wielkimi jesteśmy szczęściarzami, mając to wszystko niecałe 100 kilometrów od domu. Zobaczcie naszą propozycję trasy przez Beskid Śląski na motocyklu – przez Szczyrk, Salmopol, Wisłę i Goczałkowice.
Beskid Śląski na motocyklu – przystanek pierwszy – Pszczyna
Poza oczywistymi atrakcjami, jakimi jest cały kompleks zamkowo-ogrodowy, Pszczyna ma do zaoferowania trochę więcej. Tym razem, bo zamek oglądaliśmy już niejednokrotnie (co nie zmienia faktu, że jest piękny i warto go zobaczyć!), postanowiliśmy zajrzeć do Pokazowej Zagrody Żubrów. Gdzieś tam zawsze słyszeliśmy o pszczyńskich żubrach, ale nigdy nie zagłębialiśmy się w ich historię, ani nie dociekaliśmy, dlaczego właśnie one trafiły do Pszczyny. Jak się okazało, to dzięki dzielnym żubrom z Pszczyny, udało się ocalić populację żubrów w całej Polsce, które zostały niemalże całkowicie wytępione po I Wojnie Światowej. Na 10 ha terenu Zagrody Żubrów, zobaczycie nie tylko te majestatyczne zwierzęta, ale również lisy, sarny, jelenie, muflony, daniele czy kolorowe pawie. Dla nas była to miła odmiana, ale dla osób, które po raz pierwszy zaglądają do Pszczyny zdecydowanie w pierwszej kolejności polecamy uroczy ryneczek i kompleks pałacowo-parkowy.
Beskid Śląski na motocyklu – przystanek drugi – Szczyrk i Skrzyczne
Z Pszczyny dalej przez Bielsko i drogę 942 dojechaliśmy Szczyrku (tutaj można spokojnie rozszerzyć trasę o Żywiec, jezioro żywieckie i górę Żar – jak to tam czasem dysponuje). Szczyrk wygląda jak to większość tego typu miasteczek – setki straganów z pamiątkami made in China (czasami znajdzie się coś naprawdę unikatowego, ale głównie króluje kicz i oscypki-nie-oscypki). No i znajdzie się kilka bardzo klimatycznych knajpek, serwujących świetne specjały lokalnej kuchni (dla nas zawsze obowiązkowa jest kwaśnica i pierogi). Tutaj też rozpoczynają się piesze szlaki, między innymi na Klimczok i najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego – Skrzyczne. Dla leniwców i lwów kanapowych, takich jak my – jest kolejka linowa, która w 30 minut zabrała nas na sam szczyt beskidzkiego nieba (poniżej info, ceny itd.). Kiedyś byłoby to dla nas nie do pomyślenia, ujma na honorze i w ogóle, ale starość – nie radość. :)))
Kolejka linowa – informacje praktyczne
- Kasy są czynne od poniedziałku do niedzieli w godzinach: 9:00-17:30. Kolejka kursuje co 30 minut.
- Pierwszy wjazd z dolnej stacji na Jaworzynę jest o godzinie 9:00, ostatni zjazd z Jaworzyny o godzinie 17:30.
- Pierwszy wjazd z Jaworzyny na Skrzyczne jest godzinie 9:15, ostatni zjazd ze Skrzycznego na Jaworzynę jest o godzinie 17:00.
- Bilet w dwie strony dla osoby dorosłej kosztuje 45 PLN.
- Jeśli nie chcecie być zmuszeni schodzić na piechotę, pamiętajcie o godzinach ostatnich zjazdów.
Beskid Śląski na motocyklu – przystanek trzeci – Salmopol
Dalej ruszyliśmy w kierunku osławionej na Śląsku przełęczy Salmopolskiej. Zawsze zachodzimy w głowę, dlaczego stała się tak popularna, bo na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym spośród innych beskidzkich tras, wijących się jak wąż wzdłuż pasm górskich (tak naprawdę widać ją fajnie z lotu ptaka albo drona). A jednak, przełęcz Salmopolska ma coś w sobie, co powoduje, że przyjeżdża tutaj naprawdę bardzo dużo motocyklistów. Nawierzchnia raczej kiepska, jeśli nie bardzo kiepska, dużo żwirku, kamieni i gałęzi, chociaż widzieliśmy też dużo grosze. Warto jednak być przygotowanym na wszystko, bo przez jakość nawierzchni trasa robi się dość wymagająca. Może właśnie na tym polega ten magnetyczny urok przełęczy Salmopolskiej? Zdjęcie poniżej niestety nie nasze, link do źródła znajdziecie tutaj.
Beskid Śląski na motocyklu – przystanek czwarty – Wisła
Przejechaliśmy przełęcz Salmopolską i ruszyliśmy dalej, w stronę Wisły – miasta, którego za sprawą Adama Małysza, chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. W Malince tuż obok Wisły, znajduje się skocznia jego imienia, ale niestety nie zostaliśmy już na nią wpuszczeni (było dopiero w okolicach godziny 16:00, a skocznia powinna być czynna do 18:00). Wjazd nie był planowany, więc jakoś szczególnie nie byliśmy rozczarowani, bardziej interesowała nas zapora, która znajduje się zaraz obok. Nazywana jest przez lokalsów Niagarą Wiślańską i mimo, że daleko jej do Niagary (wodospad jest wysoki na 8 metrów) i mimo, że już od dawna nie spełnia swojej funkcji, to nadal jest bardzo ładnym elementem wiślańskiego krajobrazu. My tym razem nie zatrzymywaliśmy się centrum w Wisły, ale jeśli ktoś nigdy nie był, to warto się przespacerować wiślańskim deptakiem. Tutaj też, podobnie jak w Szczyrku, zaczyna się cała masa szlaków pieszych, więc jest też świetną bazą wypadową, jeśli ktoś lubi łączyć miłość do turystyki pieszej i motocyklowej.
Przystanek piąty – Ustroń i zalew Goczałkowicki
Rdzawe Diamenty w Ustroniu miały być naszym następnym przystankiem, ale mimo, że wcześniej umówiliśmy się z właścicielem, to zastaliśmy zamkniętą bramę i głuchy telefon. Odpuściliśmy sobie tym razem łażenie po Ustroniu, słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc stwierdziliśmy, że najlepszym miejscem do jego podziwiania będzie zalew Goczałkowicki. Takie, o romantyczne, zwieńczenie naszej wyprawy, całego dnia w siodle i naszego wpisu. Później już czekała nas droga do domu.
Garść przydatnych linków na koniec
- Proponowana trasa jest jedną z wielu z cyklu #SlaskieJestPiekne. O naszej akcji promującej Śląsk, możecie przeczytać więcej tutaj.
- Zwiedzacie Śląsk i szukacie więcej ciekawych tras? Szlak Orlich Gniazd jest na pewno dla Was. O zamkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej pisaliśmy wcześniej. Wpis o Ogrodzieńcu, Smoleniu i Bydlinie znajdziecie tutaj. Natomiast o Bobolicach, Mirowie i Olsztynie pod tym linkiem.
- To nie nasza jedyna trasa po Beskidzie. Sprawdźcie też beskidzki, motocyklowy standard – czyli Korbielów, przełęcz Kubalonka i Koniaków, wpis znajdziecie tutaj.
Przyznaję, że nie znam zbyt dobrze Śląska… Nie wiedziałam, że są tam żubry! Nigdy nie sądziłam, że tak mi się rozrośnie lista powodów, żeby pojechać do Pszczyny 🙂 żubry to już trzeci 🙂
To już któryś wpis o Beskidach z rzedu w tym roku, z każdym kolejnym czuję się coraz bardziej zachęcona, aby w końcu się tam wybrać. Piękne zdjęcia!
Widoki piękne. Nasz kraj jest cudny.
Przepiękne urokliwe miejsca i fajna wycieczka 🙂
Ojej! Ileż to już lat nie widziałam Beskidu! W dzieciństwie to był najczęstszy kierunek naszych wypraw turystycznych (jestem z pochodzenia Ślązaczką)
Sprawiłaś mi ogromną fraję zdjęciami.
8 uwielbiam oglądać dumne pawie ?
Zdarzyło mi się spędzić tam trochę czasu;)
Piękne miejsca
Pamiętam Beskidy, kiedy byłem dzieckiem. Wspomnienia wróciły, a widoki nadal piękne.